Ula Jurzysta nie żyje. W poniedziałkowy wieczór 11 września internet obiegły smutne wieści. 33-letnia Ula, która od trzech lat zmagała się z guzem mózgu zmarła we śnie. Przykre informacje potwierdził brat influencerki, a także Nicole Sochacki-Wójcicka, czyli znana wszystkim Mama Ginekolog, która nagłaśniała jej sprawę w mediach społecznościowych i pomagała w zbieraniu pieniędzy na dalsze leczenie i rehabilitację.
"Przychodzę do was z bardzo smutną wiadomością. Nie wiem nawet, jak to powiedzieć, bo nigdy takiego ogłoszenia nie robiłam na Instagramie, także dla mnie to jest też bardzo trudne. Chciałabym potwierdzić, że Ula zmarła w śnie. Nie wiem, czy dzisiaj rano, czy wczoraj rano, natomiast rozmawialiśmy z jej mężem, jest to sprawdzona informacja, już nie piszcie do mnie, czy tak jest. Wysyłamy kondolencje dla jej rodziny, niestety muszę tę przykrą informację potwierdzić" - powiedziała na swoim Instagramie Mama Ginekolog.
Ula apetyt na endorfiny - kim była?
Ula Jurzysta prowadziła na Instagramie profil "Apetyt na endorfiny". To właśnie tam dzieliła się ze wszystkimi swoją chorobą, a także leczeniem i rehabilitacją, którą przechodziła. Jej historią żyła cała Polska, a wszystko dlatego, że gdy była w szóstym miesiącu ciąży lekarze poinformowali ją, że ma guza mózgu. Proponowano jej usunięcie ciąży, ponieważ mogła nie przeżyć porodu, jednak na taki krok Ula się nie zdecydowała. Dzielnie walczyła o dziecko, jak i o siebie i gdy doszło do rozwiązania, dziecko urodziło się zdrowe. Ula Jurzysta musiała poddać się serii skomplikowanych operacji, a później dzielnie próbowała wrócić do sprawności poprzez częste rehabilitacje. Wszystko pokazywała na Instagramie, a nawet napisała e-booka, który był w sprzedaży. Książka "Guzik" to spisana przez kobietę historia jej diagnozy, trzyletniej choroby i walki, a jej sprzedaż miała pokryć koszty rehabilitacji.
Ula Jurzysta nie żyje
Ula Jurzysta odeszła 10 września 2023 roku we śnie, mając 33 lata. Na jej Instagramie pojawił się post:
Moi drodzy, jak już duża część z was zdążyła się zorientować (jestem w szoku jak szybko wiadomości w internecie się rozchodzą) Ula odeszła w niedzielę nad ranem. O 7 zadzwoniła do mnie jej opiekunka, że nie może jej obudzić. Byłem u niej 5 min później. Była podłączona pod respirator, jeszcze ciepła więc w pierwszej chwili kamień spadł mi z serca i pomyślałem , że jest jeszcze szansa. W końcu udawało się tyle razy! Niestety po sprawdzeniu pulsu dotarło do mnie najgorsze... Chwilę później przyjechało pogotowie. Stwierdzili, że zmarła mniej niż godzinę przed moim przybyciem. Jeszcze nie mogę uwierzyć, że to się stało. Doskonale zdawałem sobie sprawę z jej stanu, zagrożeń, sam uratowałem jej życie niezliczoną ilość razy więc byłem świadom, że kiedyś może do tego dojść, ale nigdy nie myślałem, że w momencie gdy była podłączona pod aparaturę. Noc wydawała się najbezpieczniejszą dla niej porą dnia... Tym bardziej ciężko mi w to uwierzyć ponieważ dzień wcześniej odwiedziliśmy ją z Alą, spędziliśmy razem 2 h i była w bardzo dobrej formie. Nic nie wskazywało na to, że może dojść do czegoś takiego.
Ze swojej strony chciałbym wam wszystkim podziękować. Dzięki wam nasza rodzina była w stanie tak długo radzić sobie w tym trudnym czasie w kraju który ludzi w takim stanie jak Ula spisuje na straty. Daliście Uli nadzieję na powrót do sprawności, dzięki wam miała możliwość walki o siebie co trzymało ją przy życiu tyle czasu. Bez waszej pomocy być może dziewczyny nie miałyby okazji się nawet poznać. Mimo tego, że Ala dopiero za kilka dni skończy 3 latka mam nadzieję, że zapamięta mamę która oddała wszystko by ona mogła żyć. Sebastian