Od kilkunastu lat, 11 listopada przez Warszawę przechodzi Marsz Niepodległości. Wydarzenie z jednej strony gromadzi dziesiątki tysięcy ludzi, często są to rodziny z dziećmi, ale też wielokrotnie kończyło się ogromnymi zamieszkami. Ranni byli zarówno po stronie uczestników, jak i policji. Stąd łatka “niebezpiecznego zbiegowiska chuliganów”, jaka została temu wydarzeniu przypięta. Czy słusznie? Jak mówi warszawski radny Nowej Lewicy Marek Szolc - tak.
Marsz co roku dla Warszawianek i Warszawiaków jest powodem dla którego wszyscy wyjeżdżają z miasta na 11 listopada bo boją się dostać w mordę” - mówił w programie Super Ring współprzewodniczący Nowej Lewicy.
Organizatorzy nie pilnują tego kto przychodzi na ten marsz - dodał.
Z takim stawianiem sprawy nie zgadza się członek Stowarzyszenia Marsz Niepodległości Mateusz Marzoch. Jak mówi:
Nie da się zorganizować zgromadzenia na kilkadziesiąt tysięcy osób i sprawdzać kto na nie przyszedł. To jest niewykonalne. To nie jest impreza masowa, to jest zgromadzenie na które w teorii może przyjść absolutnie każdy.
Wiceprezes Młodzieży Wszechpolskiej odniósł się też do zarzutu o przejawy agresji jakie pojawiały się na Marszu jeszcze kilka lat temu:
Już w 2011 roku, policja po blokadzie ustawionej przez środowiska lewicowe, które uniemożliwiły wyjście Marszu w pożądanym kierunku, urządziła tam regularną nawalankę.
Wg wiceprezesa Marzocha, na Marszach dochodziło też do prowokacji innych organizacji:
Niemiecka Antifa na zaproszenie lewicowych organizacji, przyjechała do Warszawy i pobiła rekonstruktorów którzy uczestniczyli w obchodach państwowych.
Czy w tym roku Marsz Niepodległości przejdzie przez Warszawę spokojnie? Oraz czy kiedyś “lewica” i “prawica” będą świętować obchody odzyskania niepodległości wspólnie? O tym wszystkim mówiliśmy programie Super Ring który znajdziecie poniżej: