Przez lata utarło się przekonanie, że codzienne przejście 10 000 kroków to absolutne minimum dla zachowania zdrowia. Ten cel, choć powszechnie uznany za złoty standard, nie zawsze był oparty na twardych dowodach naukowych. Dziś okazuje się, zamiast przywiązywać wagę do tego, ile, znacznie lepiej skupić się na tym, jak chodzimy.
"Japońskie chodzenie" to metoda, która wywraca znane podejście do góry nogami. Nie chodzi tu o dystans czy czas, ale o sposób poruszania się – konkretnie: o zmienność tempa.
Japońskie chodzenie. Na czym to polega?
Twórcami tej metody są profesor Hiroshi Nose oraz adiunkt Shizue Masuki z Uniwersytetu Shinshu w Japonii. Opracowana przez nich technika zakłada naprzemienne, trzyminutowe odcinki marszu – raz w szybkim tempie, a następnie wolniej, by złapać oddech. Szybsze tempo powinno być na tyle intensywne, że rozmowa staje się utrudniona, ale nie niemożliwa.
Nie trzeba tego robić codziennie – wystarczy cztery razy w tygodniu po pół godziny. To wszystko, by odczuć realne korzyści dla zdrowia. Brzmi banalnie? Może i tak, ale efekty są zaskakująco dobre.
Co mówi nauka?
Metoda została przetestowana naukowo, a wyniki są więcej niż obiecujące. Już w 2007 roku przeprowadzono badania, które porównały klasyczne chodzenie z japońską metodą. Rezultat? Osoby, które trenowały według interwałowego schematu, szybciej traciły na wadze, miały niższe ciśnienie krwi i poprawiły swoją ogólną kondycję fizyczną – zwłaszcza siłę nóg, co ma ogromne znaczenie, szczególnie z wiekiem.
W praktyce oznacza to, że zamiast codziennego, nużącego dreptania z telefonem w ręce, można osiągnąć lepsze efekty, chodząc rzadziej, ale mądrzej.
Dlaczego warto?
Największy atut? Prostota. Nie potrzeba karnetu na siłownię, specjalistycznego sprzętu czy ogromnych nakładów czasu. Wystarczy para wygodnych butów i stoper w telefonie. Można ćwiczyć w parku, na osiedlu, a nawet na bieżni.
To aktywność, którą łatwo dopasować do własnego trybu życia – niezależnie od wieku, kondycji czy poziomu zaawansowania. Nie trzeba być sportowcem, by zacząć – wystarczy chęć i odrobina systematyczności.
Mniej kroków, więcej korzyści
W erze cyfrowego pomiaru wszystkiego, "japońskie chodzenie" przywraca aktywności fizycznej jej pierwotny sens – by służyła ciału, nie algorytmowi. To sprytna, intuicyjna metoda, która nie tylko poprawia zdrowie, ale też pozwala odzyskać kontrolę nad własnym ruchem.
Może więc zamiast nerwowo zerkając na licznik kroków, warto po prostu ruszyć przed siebie – raz szybciej, raz wolniej – i poczuć, że robimy coś dobrego dla siebie. Bez presji, po japońsku.
Źródło: RMF24
Przeczytaj też: Coraz więcej osób ćwiczy qigong. Co kryje się za tą tajemniczą nazwą?